BAJKAŁ
TAM I Z POWROTEM
9
WSTĘP
Droga do Nowogrodu była pusta. Co jakiś czas przetaczało
się po niej rozklekotane auto, wzbijając tumany kurzu.
Nikt nie zwracał uwagi na nasze wyciągnięte kciuki. Szliśmy
przed siebie, depcząc resztki zielonej trawy na poboczu. Z rzadka
mijaliśmy chałupy, w większości opustoszałe. Od czasu do czasu
z wysokiej trawy wyłaniało się jakieś złomowisko. Wreszcie, z głośnym
łoskotem, zjechała na bok ciężarówka na blachach ze Pskowa.
Pobiegłam do szoferki i wspięłam się po schodkach. Nie zdjęłam
plecaka i miałam trochę problemów z otwarciem drzwi. Kierowca
pomógł mi, śmiejąc się na widok dziewczyny wiszącej za oknem
z iście wielbłądzim garbem na plecach.
– Skąd wy?
– Z Polszy!
– Blin, no tak, Poliaki. Wskakujcie!
***
– Czy ty aby wiesz, co robisz?
– Chyba nie. Ale skąd mam wiedzieć?
***
No cześć.
Nazywam się Monika i zawsze chciałam napisać książkę. Jednak
najpierw zaczęłam studiować archeologię, a potem poniosło mnie
nad Bajkał i jakoś tak wyszło, że byłam trochę zajęta.
W końcu jednak się udało.
Będzie to opowieść o podróży i o opowieściach. O naszej historii,
ale też o historii wielu ludzi spotkanych po drodze, bo gdyby nie
oni, nigdzie byśmy nie dojechali. Nie byłoby tej książki, a podró-
10
żowanie jako takie w ogóle nie miałoby sensu. Jeśli macie wolną
chwilę albo wasz autobus utknął w korku i musicie jakoś zabić czas
– poczytajcie.
Kim są bohaterowie tej książki? Ja, Monika Radzikowska, zwana
przez znajomych Radzi. Razem ze mną podróżowali: Karolina
Szczygieł zwana Ciglis, Bronek Kryciński zwany Bronkiem, Marta
Sztuka zwana Sztuką i Konrad Lewek zwany Guciem. Prawie wszyscy
studiujemy bądź studiowaliśmy archeologię; oprócz Marty, która
jest grafikiem. Wszyscy też naczytaliśmy się książek Cejrowskiego,
Fiedlera, Pawlikowskiej, Centkiewiczów, Hugo-Badera i innych
podróżników, którzy pewnego dnia zapragnęli zwiedzić świat. Śledziliśmy
blogi polskich autostopowiczów, przemierzających obce
kraje. Każde z nas marzyło o tym samym – żeby w pewnym momencie
zamknąć książkę, wyłączyć Internet i zarzucić plecak na plecy.
Potrzebowaliśmy jednak celu. W dwa tysiące trzynastym roku go
znaleźliśmy – postanowiliśmy pojechać nad Bajkał.
Plan był prosty: przejechać Ukrainę, zobaczyć Moskwę, Petersburg,
skoczyć na chwilę do Karelii, potem nad Bajkał, w drodze
powrotnej zahaczyć o Ałtaj, a później już z górki: przez Kaukaz do
Gruzji, stamtąd do Turcji, szybki rajd przez Europę południową
i triumfalnie wracamy do kraju przez Rysy. Tyle teoria. W praktyce
wyglądało to nieco inaczej.
Dwadzieścia jeden tysięcy kilometrów różnymi środkami transportu,
z czego przeważająca większość autostopem. Tysiące spotkań,
setki pięknych miejsc, parę brzydkich, kilka rozwalonych
butów. Projekt: „Jak zostać władcą świata – teoria i praktyka”, zainspirowany
dawnymi imperiami i azjatyckimi koczownikami. Pięć
miesięcy w drodze. Dla każdego z nas była to pierwsza tak długa wyprawa.
Początkowo chodziło nam o archeologię i pomniki wielkiej
historii. Z czasem okazało się, że tym, co ma w podróży największą
wartość, są po prostu spotkani ludzie i ich historie.
To nieprawda, że na wschodzie rabują, biją i gwałcą, choć przestrzegano
nas przed tym wielokrotnie. Gdy komuś opowiadaliśmy
o naszym pomyśle, wielu łapało się za głowy mówiąc: „przecież was
tam zabiją!”. Nie zabili. Nawet nas nie okradli. Jedyne, co mam za
złe Rosji, to że komputer w publicznej bibliotece zawirusował mi
kartę pamięci.
11
Ta książka nie jest literackim arcydziełem, przewodnikiem ani
profesjonalnym reportażem. Stanowi jedynie zapis wrażeń z podróży
nad Bajkał i z powrotem. Opowiada o ludziach, których spotkaliśmy,
bez zbędnego generalizowania. Jednocześnie jest odpowiedzią
na kolejne wydanie wiadomości, pełne informacji o zamachach,
porwaniach czy kradzieżach. Do przekazania ma prosty komunikat:
świat jest dobry. Przez pięć miesięcy mogliśmy zginąć kilka
razy – rozjechani przez pijanych kierowców, zamordowani przez
miejscowych bandytów w przydrożnych krzakach, otruci domowymi
specyfikami, zagryzieni przez psy, porwani przez wichury lub
przysypani przez ruiny, pod którymi beztrosko rozbiliśmy namiot.
Tymczasem nieprzyjemne sytuacje (z których i tak wyszliśmy cało)
były… cztery. Sytuacji pozytywnych, gdy ktoś nas podwiózł, przenocował,
nakarmił, wskazał drogę czy zwyczajnie powiedział dobre
słowo, nie jestem w stanie zliczyć. Mimo rozbojów i szalejącej nienawiści,
o których trąbią media, wciąż są ludzie, którzy widząc na
odludziu spragnionego człowieka, zamiast mu dokopać i zabrać
aparat, podadzą butelkę wody.
Warto było pojechać na koniec świata, żeby się o tym przekonać.
***
Dlaczego zachciało nam się jechać nad Bajkał, a potem wracać
okrężną drogą? Jest mnóstwo ludzi, którzy naoglądają się pięknych
zdjęć z egzotycznych zakątków świata albo naczytają się książek
podróżniczych i mówią sobie: „jej, jak cudownie byłoby tam pojechać!”.
Z nami było podobnie, tyle że pewnego razu, dość spontanicznie,
podjęliśmy decyzję, że naprawdę to zrobimy. Było to w dwa
tysiące jedenastym roku, na wykopaliskach w Szurpiłach, przy piwie,
w ramach desperackich deklaracji „tak, pojedziemy w świat, na
pewno”. Prawdopodobnie wiele było takich dialogów, ale nasz różnił
się od innych tym, że gdy piwo się skończyło, ja i Ciglis byłyśmy
ciągle pewne swego: jedziemy. Potem poszło już z górki. W Warszawie
namówiłyśmy Bronka, który następnie wciągnął swoją koleżankę,
Martę, a niedługo potem, gdy wieść rozeszła się pocztą pantoflową
po studenckim świecie, zgłosił się do nas Gucio, nasz znajomy
z archeologii z Krakowa.
12
Ekipa skompletowana, decyzja podjęta. Jedziemy! Ukraina, Rosja,
Gruzja, Turcja, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Słowacja. Naprzód!
Podczas całej podróży prowadziłam dziennik. Przez sto czterdzieści
osiem dni w drodze zapisałam dwa zeszyty. Fragmenty moich
notatek znajdziecie w tej książce.
Copyright © Wydawnictwo Bernardinum 2013
Projekt i wykonanie: Agnieszka Rajczak | Effekt