Japonia
w sześciu smakach
1. GAIJIN ZNACZY „OBCY”
Gaijin to w Japonii nie tylko ciekawe słówko, ale i osobliwe zjawisko. Miałam możliwość przekonać się o tym osobiście, obcując z Japończykami na co dzień, obserwując ich reakcje na ten wybryk natury, którym sama jako gaijin zawsze byłam i do końca moich dni pozostanę. Choćbym nie wiem jak dobrze operowała językiem japońskim i znała kulturę japońską, choćbym nie wiem jak długo w Japonii mieszkała, wyszła za mąż za Japończyka i urodziła mu gromadkę japońskich dzieci, nic się w tej materii nie zmieni. Gaijin to po prostu gaijin. Może to i dobrze, bo chyba przy całym szacunku i podziwie, jakim darzę kulturę japońską, jestem na tyle przywiązana do swojej, że nie chciałabym z niej rezygnować. Gdyby zapytać nawet przypadkowo napotkane kobiety z Europy, to pewnie tylko niewielka grupa przyznałaby, że odpowiadałby jej układ, w którym żona czeka do późnych godzin wieczornych z obiadem przygotowanym dla męża czy grzeje mu zimą kapcie, żeby było mu ciepło w stopy, kiedy wróci z pracy. Chociaż… wydaje mi się, że jest też pewna grupa, której taki wzór mógłby przypaść do gustu. To mężczyźni. Wszystkich tych panów, których interesuje rozwiązanie opisane powyżej, zapraszam do Japonii, a z pewnością nie będą rozczarowani.
Pewnie niektórzy zastanawiają się teraz, kto to jest ten tajemniczy gaijin? Gaijin to tak naprawdę skrót pełnego zwrotu gaikokujin, używanego w stosunku do obcokrajowców, dosłownie oznaczający „osobę spoza kraju”. W tym wypadku – spoza Japonii. Wiele osób dopatruje się w słowie gaijin znaczeń pejoratywnych. Inni twierdzą, że ma ono zabarwienie raczej neutralne. Są też i tacy śmiałkowie, którzy traktują je w kategoriach pozytywnych. Szczególnie, jeśli do samego określenia gaijin dodany zostanie grzecznościowy przyrostek san1. Mimo to, tak jak kiedyś w kulturze amerykańskiej słowo „Murzyn” zastąpione zostało bardziej poprawnym politycznie określeniem „Afroamerykanin”, tak w dzisiejszej Japonii media czy sami Japończycy wypowiadający się na forum międzynarodowym starają się określać obcokrajowców raczej jako gaikokujin niż gaijin, co jest zwrotem nie tylko bardziej oficjalnym, ale i bezpieczniejszym. Co ciekawe, gaijinem może być nie tylko człowiek z zagranicy, obcy – słowem tym określani są bowiem również Japończycy mieszkający poza Japonią czy Japończycy, którzy urodzili się i wychowali za granicą, bez względu na ich japońskie korzenie. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że mieszkańcy innych części naszego globu nazywają nas, ludzi Zachodu, na przykład pieszczotliwie „Białymi Świniami”, dojdziemy do wniosku, że nie ma chyba co przesadzać i doszukiwać się dziury w całym u zwykle taktownych i grzecznych jednak Japończyków.
Swoją drogą, mieszkając w Japonii i przyjaźniąc się przez wiele lat z Japończykami nigdy nie odczuwałam określenia gaijin, jako ataku na moją osobę. Często zdarzało mi się nawet, że nazywali mnie nie tylko gaijinem, ale też używali całego zwrotu hen-na gaijin, czyli „coś dziwnego z zewnątrz”, takie osobliwe, obce dziwadełko. Śmiali się przy tym do rozpuku, na co ja, śmiejąc się równie ochoczo, zawsze odpowiadałam, że to oni są hen-na Nihonjin, czyli Japończykami-dziwakami, skoro zadają się ze mną. Takie odwrócenie sytuacji zawsze stawiało mnie na wygranej pozycji, zjednywało serca i budziło sympatię wśród Japończyków i tego się będę trzymać. Jakby na to nie patrzeć, to wszyscy mieliśmy trochę racji. Oni nie pomylili się, bo faktycznie byłam i jestem dziwnym obcokrajowcem, który wygląda inaczej na zewnątrz, ale potrafi czuć, rozumieć i zachowywać się jak biały Japończyk. Ja też miałam rację, bo skoro jestem takim dziwadłem, a im sprawia przyjemność przebywanie ze mną, to znaczy, że oni też muszą być dziwni. Tak to komplementując się wzajemnie miło razem spędzaliśmy czas.
Copyright © Wydawnictwo Bernardinum 2013
Projekt i wykonanie: Agnieszka Rajczak | Effekt