Przyroda doliny Ambinanitelo podlegała żelaznemu prawu walki nowego ze starym. Pędy roślin, prężące się ku słońcu z niepowstrzymaną siłą, z namiętnością, więcej: z zaciekłością spychały w cień to, co rosło wczoraj, dławiły je i rozgniatały na próchno. Nic nie opierało się niszczącej potędze bujności, nic - zarówno w społeczeństwie roślin, jak ludzi. Dawne ludzkie zdarzenia, które ongiś wstrząsały całymi szczepami, dziwnie łatwo tonęły w odmętach niepamięci.
Czasem tylko przygodnie, przypadkowo, w jakimś urywku gawędy uchylał się na mgnienie oka maleńki rąbek tajemnicy. Ślad zagubiony od pokoleń w gąszczu zawiłych legend czy niezrozumiałych fadi, zaprószony ślad naglena chwilę nabierał wyrazistości.
***
Na drzewie w pobliżu mej chaty rozległ się głos drongo - czarnego ptaka przypominającego naszego kosa.
- On jest fadi! - ostrzegał mnie stary Dżinarivelo wskazując na ptaka. - Nigdy nie strzelaj do dronga!
Okazało się, że drongo kiedyś uratował mieszkańców doliny od śmierci lub niewoli, bo krzykiem swym zmylił pogoń prześladowców.
- Jakich prześladowców? Skąd przyszli?
- Podanie mówi, że żyli nad morzem, u ujścia naszej rzeki Antanambalana. Byli to źli ludzie, ciągle czynili wypady, by łapać naszych przodków i sprzedawać ich do niewoli...
- Czy byli to biali piraci?
- Podanie tak mówi.
Jeszcze kilka wyjaśnień i sprawa stawała się przejrzysta, trop był znaleziony. Fadi związane z poczciwym ptakiem nieomylnie prowadziło do okresu rządów pirackich na początku XVIII wieku i do wydarzeń, które należały do najdziwniejszych w historii podbojów.
Zbrodniczy wyrzutek, pirat nazwiskiem Plantain, dzięki swej epickiej zuchwałości, połączonej z jakąś koszmarną romantycznością i zaciekłym bestialstwem, osiągnął niepospolity cel, którego pół wieku później nie dopiął Beniowski, a dopiero po upływie półtora wieku dopięli Fracuzi kosztem nibywałego wysiłku i ogromnych strat w ludziach" Plantain orężem zdobył cały Madagaskar i został jego władcą.