Piechotą do źródeł Orinoko
BARDZO, BARDZO DAWNO TEMU
W trakcie tamtej wyprawy do Wenezueli wszedłem w posiadanie woreczka szmaragdów. Na razie proszę nie pytać jak – będzie na to czas. Jedna garść drogocennych kamyków (ukrytych w rozporku) i zostajesz bogaczem. Niestety… W tej samej chwili zostajesz też przestępcą, i to na całe lata.
Świat zrobił się okropny! Dawniej ktoś, kto znalazł złoto, diamenty, szmaragdy, stawał się przykładem do naśladowania. Dziś staje się przestępcą. A ja pytam: Dlaczego znalezienie skarbu to przestępstwo?!
Ta książka była wydana po raz pierwszy w roku 1998, ale wówczas nie zawierała wielu istotnych zdarzeń. Potem – przez dwadzieścia lat! – nie mogłem jej wznowić, gdyż pewne sprawy musiały się przedawnić.
Wnerwiało mnie to – chcesz coś ludziom opowiedzieć, ale nie możesz, bo cię wsadzą. W dodatku wsadzą cię w kilku krajach po kolei i w każdym z nich dostaniesz osobny wyrok za tę samą garść kamieni. Bo w jednym wszedłeś w nielegalne posiadanie, do drugiego nielegalnie wywiozłeś, w kilku następnych dokonałeś nielegalnej sprzedaży. Jedna garść nieszkodliwych kamieni, a tyle kar. Rozumiem karanie za narkotyki, ale za kamyki?!
Dodatkowo wnerwiało mnie, że tamto pierwsze wydanie – niepełne i trochę koślawe – zaczęło chodzić na rynku wtórnym w cenach właściwych raczej dla pierścionków ze szmaragdem, nie książek. Wrr.
Mimo to musiałem czekać. Są bowiem takie kraje, do których lubię wracać i z których chcę potem spokojnie wyjeżdżać (w terminie wybranym przeze mnie).
Musiałem trzymać gębę na kłódkę. Musiałem być cierpliwy. Jak amazoński żółw błotny.
I byłem.
Cierpliwość jest cenna.
A szmaragdy się nie psują.
***
Czy jestem przestępcą?
W kilku krajach (łącznie z moim rodzinnym) – owszem… byłem. Czy to oznacza, że jestem złym człowiekiem?
Hmm. Chciałem być wolny, żyć po swojemu i szukać szczęścia. Nie miałem grosza przy duszy, nie miałem sponsorów, nie brałem grantów, nie miałem więc szans. Miałem za to marzenia. I wbrew moim beznadziejnym szansom organizowałem kosztowne wyprawy w różne egzotyczne miejsca. Robiłem to skutecznie. Przez wiele lat. Robiłem z niczego, bo nie miałem nic. Jedna z tych wypraw prowadziła do puszczy nad rzeką Orinoko. To słowo brzmiało jak czar. Na początku nawet nie wiedziałem dokładnie, gdzie to jest, ale już samo słowo „Orinoko” było takie piękne… Ruszyłem. I nie żałuję! Pakowałem się w kłopoty. I nie żałuję! Po drodze byli bandyci i strach oraz Indianie z najdzikszego ze znanych mi plemion, ale nie żałuję. Ani jednej z tych rzeczy, które mi się przytrafiły, nie żałuję!
***
Gdy dzisiaj czytam własną opowieść, sam sobie nie wierzę.
A jednak! Leży przede mną zeszyt w kratkę zapisany gęsto różnymi długopisami, które się kolejno wypisały. Leżą też zdjęcia i kilka przedmiotów, które doskonale pamiętam. Żaden z nich nie pochodzi z cywilizowanego świata. Szczególnie ta przepaska biodrowa, którą widzę na stole, a jednocześnie na zdjęciu, na którym jestem ja i on – Yere Yere z plemienia Yanomami (zwany Kulawym lub Nieposkromionym – zależnie od tego, w jakim akurat był stanie). Leży też przede mną kilka ostatnich szmaragdów, których przecież nie wziąłem z powietrza. Czyli to wszystko… zdarzyło się naprawdę.
Zaczynałem z niczym, a przydarzyły mi się rzeczy nie do uwierzenia. Skoro przydarzyły się mnie, mogą się przydarzyć i Tobie! Mogą! Sięgnij tylko odrobinę dalej – poza granicę, którą wyznacza zdrowy rozsądek. Nie słuchaj tych, którzy mówią, że „takie rzeczy nie dla ciebie”. Każda z rzeczy, które tu opisałem, może się zdarzyć także Tobie. Może!
Posłuchajcie…
Copyright © Wydawnictwo Bernardinum 2013
Projekt i wykonanie: Agnieszka Rajczak | Effekt