WSTĘP
Wuxi [104 km]
Mam za sobą pierwsze kilometry. Pierwsze obrazy, dźwięki, zapachy i smaki. Rower zdążył się już nawet raz popsuć. Mam nadzieję, że to na dobry początek. Będę tego Dobra potrzebował na kolejne długie miesiące. Pozostałem sam ze sobą. Niechciany przez Człowieka, który do tej pory nazywał mnie na setki najpiękniejszych sposobów. Leżę właśnie w śpiworze, na niewielkiej łące, ze świadomością, że 104 km stąd, kto inny patrzy Jej teraz w oczy. Kto inny słucha tego, co jeszcze niedawno było zarezerwowane tylko dla mnie. Szkoda tylko, że nie dowiedziałem się o tym jak przyjaciel. Zamiast tego otworzyłem drzwi, których nigdy nie powinienem był nawet znaleźć. Drzwi, przez które usłyszałem Jej oddech, lecz nie wymieszany z moim. I jak by tego było mało... złamałem sobie serce, patrząc na obrazy, których nikt nie powinien oglądać.
Cóż, życie toczy się dalej. Niezmienione, choć inne. W innym miejscu, w innym czasie. Wszystko z innych powodów niż dotychczas. Nie wszystkie decyzje są moje i nie kontroluję wszystkich uczuć i myśli.
Zawsze wydawało mi się, że życie jest niczym gra w szachy. Trzeba poświęcić kilka figur, by ostatecznie wygrać. Zawsze wydawało mi się, że wystarczy stosować się do zasad tej gry, by rozumieć i kontrolować jej przebieg. Tymczasem życie przypomina bardziej skrzynkę podwiędłych jabłek - trzeba się dobrze natrudzić, by natrafić na coś zjadliwego. By nie zajadać się czymś, co pod koniec okaże się i tak robaczywe. Podpleśniałe.
W życiu nie ma żadnych zasad. Nawet najdrobniejszych. Nie można polegać na niczym i na nikim. Ani na ludziach, których kochamy, ani na samych sobie. Wszyscy jesteśmy jak te jabłka pozostawione same sobie. Więdniemy, pleśniejemy, z czasem dobiera się do nas robactwo. I tylko nielicznym uda się to odwlec na tyle, byśmy uznali ich za wielkich.
Mam teraz dużo wolnego czasu, trochę pieniędzy wystarczająco zdrowia
i ochotę. Mam zatem wszystko i niczego nie muszę.
Tak niewielu znam ludzi, którzy mieliby to wszystko naraz.