Rupatini wolno zapalał papierosa, którym poczęstował go komisarz Gonzalez. Jego twarz ogorzała od wiatru, o wystających kościach policzkowych i orlim nosie, była nieprzenikniona jak tundra na Ziemi Ognistej.
- W czym mogę panu pomóc?
- Może uda się panu zidentyfikować groty strzał.
Rupatini spoglądał dłuższą chwilę na ostrza wyciosane w kamieniu, po czym odezwał się:
- Należą do kultury Ona, są to groty używane podczas wojny i wielkiego polowania. Kolor kamienia i kształt wskazują, że należały do kacyka plemienia Ona, zamordowanego na przylądku Domingo.
- Podobno kacyk był pana ojcem?
- Tak, rzeczywiście!
- Zatem zeznaje pan, że zemsta za śmierć ojca kazała panu zabić ludzi, którzy uczestniczyli w pogromie Indian.
Głos komisarza brzmiał sucho.
- Nic podobnego, panie komisarzu.
- Więc jak może pan wytłumaczyć obecność grotów swego ojca przy zwłokach trzech zmarłych?
- Zabił ich duch ojca - wargi Rupatiniego wygięły się w zagadkowym uśmiechu.
- Duch wcielony w pana albo pańskich wspólników. Gdzie znajdował się pan w czasie, gdy wydarzył się wypadek w Chile?
- Prowadziłem oddział kapitana Bravo podczas dorocznych manewrów, prowadziliśmy badania topograficzne w górach, może pan to łatwo sprawdzić.
- W takim razie kto tego za pana dokonał?
- Myli się pan, panie komisarzu, oskarżając mnie o zbrodnię, której nie popełniłem. Przed dziesięcioma dniami wróciłem z manewrów i wtedy dowiedziałem się o śmierci MacKlenana, Hirsena, a także o wypadku don Miguela Pardo. Przecież w pańskich aktach wyraźnie zostało stwierdzone, że pierwsi dwaj zmarli śmiercią naturalną, zaś Miguel Pardo zginął w wypadku.
- Powiedział pan, że zabił ich duch pańskiego ojca. Nie sądzi pan chyba, że w to uwierzę.
- Może pan wierzyć albo nie, to kwestia pana sumienia. Z prawnego punktu widzenia nie może mnie pan oskarżyć o zbrodnię, zresztą moja niewinność jest oczywista. Jeśli pan ma jeszcze trochę cierpliwości, proszę posłuchać opowieści o dawnych wierzeniach naszego plemienia...