Mahabalipuram. Zachód słońca na skale z wykutą na szczycie świątynią. Piękne, spokojne miejsce, wielkie skały, pięknie rzeźbione świątynie, plaża. Siedzę sobie na skale z trzema lokalnymi chłopcami. Najpierw chcieli zrobić ze mną biznes, sprzedając mi rzeźbione kamienne wisiorki. Są w tym całkiem nieźli. Gdy zdali sobie sprawę, że żadnego biznesu nie zrobią, zostaliśmy przyjaciółmi. Oprócz nas na skale jest kilku innych turystów, pełno małp i nawet jedna koza. Chłopcy opowiadają mi o tym, jak niebezpieczne mogą być małpy i pokazują mi blizny na nogach i rękach. Szukając taniego noclegu, znalazłam jeden na dachu. Właścicielka ma co prawda dwa pokoje do wynajęcia, ale że zapotrzebowanie jest duże, wynajmuje także dach. Śpi tam podobno już kilka innych osób. Taki niezapomniany nocleg kosztuje 20 rupii.
Prawie nic nie widzę, piszę przy świetle księżyca na naszym dachu. Mam tu miłe towarzystwo: Bernadette z Austrii, jej chłopaka z Francji, Theę z Anglii. Poszliśmy razem na czaj. I niesamowita rzecz: spotkałam Amy i jej trzech przyjaciół, których poznałam na łodzi płynącej do Quilon. A niby to taki wielki kraj...